Szliśmy szerokim i wysokim
tunelem, który oświetlony był jedynie płomieniami pochodni. Tauris tuż przed
wejściem zgasił swoją kulę ognia i teraz mogliśmy liczyć tylko na te nikłe
światło. Rozglądałem się wokół ciekawie mrużąc oczy, aby móc dostrzec skąpane w
delikatnym blasku szczegóły. Cisza, która między nami panowała była męcząca i
nieprzyjemna, ale chyba żadne z nich nie chciało jej przerwać.
- Długo jeszcze będziemy szli? – zapytałem lekko
zdenerwowany.
Tauris zmierzył mnie z góry na
dół. Ten wzrok przeraził mnie, ale mimo to
w jego oczach widziałem coś, czego nie potrafiłem zrozumieć.
- Skoro jesteś tak dobrym magiem to czemu od razu nie
przeniosłeś nas do tego miejsca? – zadałem kolejne pytanie by przerwać ciszę.
Już po chwili chciałem się ugryźć
w język, gdyż wzrok Taurisa stał się odległy i nieprzyjemny. W tym momencie
wyglądał jak mój nauczyciel matematyki gdy mówiłem, że nie rozumiem zadania.
- Najprawdopodobniej dlatego, że przenoszenie ludzi
nieprzygotowanych do tego rodzaju podróży jest niebezpieczne i grozi śmiercią
wszystkim biorącym w tym udział – ironia wyczuwalna w jego głosie wręcz
parzyła.
Wzdrygnąłem się. Niby skąd miałem
to wiedzieć? Czego oni ode mnie oczekują? Że będę znać rzeczy, o których nigdy
nie słyszałem?
- Ach, no tak. Jak mogłem zapomnieć o czymś tak podstawowym
– prychnąłem rozdrażniony i wbiłem w niego kpiący wzrok.
- Podstawą zwiesz magię poziomu piątego? – zapytał Tauris z
nutką sarkazmu, unosząc brwi w geście rozbawienia.
- Tak, ktoś tak wyszkolony jak ja ma wszystko w małym
paluszku. Opanowałem to z łatwością jak matematykę na poziomie rozszerzonym –
powiedziałem przewracając oczami.
- Czyli musisz być naprawdę wielkim mistrzem. Opanować coś
takiego i znieść to do poziomu matematyki… Cóż za epickie porównanie – Tauris
zdawał się dobrze bawić przekomarzając się ze mną, a ja byłem zadowolony, że
mogłem przerwać cisze.
- Skąd wiedziałeś? Czytasz w moich myślach? – zdziwiłem się.
- Zaiste – albo mi się wydawało, albo zobaczyłem na jego
ustach delikatny uśmiech.
Aż zaparło mi dech w piersi. Gdy nie krzywił się cały czas
wyglądał naprawdę przystojnie.
- Wiesz, że już nie używa się takich słów? Są bardzo nie
modne - wykrzywiłem usta w parodii słodkiego uśmiechu i uchyliłem się przed
dłonią Taurisa, zmierzającą w stronę mojej głowy i to raczej nie po to by mnie
pogłaskać.
- Hm, doprawdy? To już ze mnie staruch - złapał się za boki
i wybuchnął niepohamowanym śmiechem.
Zatrzymałem się w pół kroku,
patrząc na niego z niedowierzaniem. W tym momencie wyglądał normalnie, a nie
jak przerażający mag. W dodatku ten jego śmiech był przyjemny dla ucha i
mógłbym słuchać go już zawsze. Poruszyłem ustami, chcąc coś powiedzieć, ale nie
wydobyłem z siebie żadnego dźwięku. Z zamyślenia wyrwał mnie głos Febris.
- Widzę, że świetnie się dogadujecie ze sobą - zaśmiała się
a ja zobaczyłem, że Tauris szczerzył się ukazując swoje śnieżnobiałe, proste
zęby.
Raz po raz spoglądałem z boku na
niego i odwracałem głowę za każdym razem, gdy nasze spojrzenia się spotykały.
Puściłem jej słowa mimo uszu. W końcu doszliśmy do końca tunelu, a ja
odetchnąłem z ulgą. Atmosfera robiła się napięta, a ja, z nieznanego mi powodu,
nie umiałem oderwać spojrzenia od osoby maga. To było irytujące i żenujące
zarazem.
Skierowaliśmy się w lewo i po
jakimś czasie drogi ujrzałem wielkie, drewniane drzwi. Ciekawe co jest za nimi?
pomyślałem i spojrzałem pytająco na wszystkich pozostałych.
- Co teraz? Nudzi
mnie już ta droga, nic się nie dzieje - zacząłem marudzić kręcąc nosem z
niezadowolenia.
- Teraz spotkasz się ze Strażniczkami, które, dzięki bogini,
wskażą w którą stronę potoczą się Twoje losy - powiedziała Febris, a ja
westchnąłem w duchu.
Bardzo ciekawa alternatywa. A jak
wyjdzie, że wzięli nie tego dzieciaka co trzeba? Co ze mną zrobią?
- Co będzie ze mną jeśli okaże się, że się pomyliliście?
Jeśli nie chodziło o mnie? - zapytałem cicho.
Febris otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, ale uprzedził
ją Tauris.
- Wymażemy Ci
wspomnienia i odstawimy tam, gdzie Cię znaleźliśmy - powiedział bez owijania w
bawełnę, a kobieta syknęła na niego.
- Mógłbyś go nie
straszyć, co? - zapytała oskarżycielskim tonem - Spokojnie Luck. Wszystko
będzie dobrze. Nie pomyliliśmy się - powiedziała uspokajającym tonem, ale ja i
tak czułem obawy.
- No nie patrz na nas takim przerażającym wzrokiem, zaczynam
się Ciebie bać - Tauris próbował załagodzić atmosferę i żartować ale nie
pomagało to wcale.
Bałem się tego co mnie spotka.
Nie miałem nawet czasu żeby sobie to przemyśleć. Wszystko działo się tak
szybko. Zbyt szybko jak dla mnie. Wielu rzeczy jeszcze nie rozumiałem. A w
szczególności tej nagłej zmiany Taurisa wobec mnie. To wszystko było zbyt
dziwne i zagmatwane. Dlaczego ja w ogóle zgodziłem się z nimi pójść? Powinienem
odmówić i udawać, że nic takiego nie miało miejsca, a nie jak jakiś kretyn
gonić za trzema wariatami, bo ich zdaniem jestem jakimś tam wojownikiem. Kurwa.
Naprawdę jestem debilem.
- Dobrze, jesteś gotowy Luck? - zapytała Febris, a w jej
głosie można było wyczuć zmartwienie.
Tak, ona jako jedyna chyba
rozumiała moją sytuację. Miałem mętlik w głowie. Co mam robić? Co mam robić?
Powtarzałem w kółko. Mam jakieś inne wyjście? I czemu ten drugi do cholery tak
dziwnie się patrzy? Był odrobinę straszny, muszę to przyznać. W czasie tej
podróży odezwał się tylko może raz. Nie rozumiałem co jest tu grane. Serce
zaczęło mi bić mocniej.
- Tak, chyba tak - odparłem słabo.
Czułem się tak, jakbym zamykał
pewien rozdział w życiu i zaczynał nowy, nie do końca dobry, ale lepszy od
poprzedniego. Wojownik pchnął drzwi i wszedł do środka, a za nim Febris. Tauris
stał przez chwilę, jakby chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował i ruszył za
swoimi towarzyszami.
Westchnąłem głośno. Musiałem
podjąć decyzję - czy chcę zakończyć to co było, czy może się wycofać i wrócić
do domu? Tylko czy ja już jej nie podjąłem? Przecież zgodziłem się.
Powiedziałem, że jestem gotowy...Ruszyłem niepewnym krokiem w stronę drzwi,
przeszedłem przez nie, rozglądając się za resztą. W końcu ujrzałem ich
oddalających się.
- Ej, czekajcie! - krzyknąłem żeby móc dogonić tę trójkę.
Wszyscy odwrócili się jak na
komendę, zatrzymując w połowie kroku. Podbiegłem do nich tak szybko jak mogłem,
zapominając o swoim braku koordynacji i w ostatnim momencie potykając się o
własne nogi.
- Uważaj Luck, chcemy żebyś był w całości zanim dotrzemy do
bogini - zaśmiała się Febris, podtrzymując mnie za ramiona.
- Nie moja wina, że budujecie krzywe drogi! - krzyknąłem w
obronnym geście i wyprostowałem się z godnością, otrzepując spodnie z
niewidzialnego pyłku.
- Oczywiście to wszystko nasza wina - Tauris śmiał się pod
nosem. - Może na początku patrz pod nogi i nie bądź tak w tyle.
- No a niby czyja? - prychnąłem – To wy za szybko chodzicie!
- tupnąłem nogą, pokazując swoje niezadowolenie, ale chyba nie było to zbyt
dojrzałe, nawet w moim mniemaniu.
- Nadążyłbyś za nami, gdybyś nie był taki przywieszony –
odparł z wrednym uśmiechem Tauris.
- Ja? Ja przywieszony? Czy ty wiesz co mówisz? - pytałem z
głupią miną, zaskoczony tym, że taki stary dziad jak on zna słowa bardziej na
miejscu niż "zaiste".
- Może na takiego nie wyglądam, ale wiem co mówię. Chociaż
uważają mnie za starucha. - mag zmusił się do uśmiechu, który wyglądał na
udawany.
- Nie dziwię się - wyszczerzyłem się szeroko i mógłbym
przysiąc, że pewnie wyglądałem jak jedna z postaci anime, które potrafią
rozszerzyć gębę na pół twarzy.
- No, dzięki - Tauris wyglądał na ponurego, zupełnie jak
wtedy gdy ujrzałem go po raz pierwszy.
Patrzył przed siebie i widać było, że nad
czymś myślał.
- Co z nim? - skinąłem głową w jego kierunku, pytając
dyskretnie Febris.
- Dlaczego pytasz mnie? On raczej będzie lepiej to wiedział
- uśmiechnęła się zachęcająco.
A to wredny babsztyl. Żeby tak kazać
biednemu, uroczemu dziecku narażać się na złość złego maga, który może, w razie
gdyby nie spodobało się mu pytanie, najzwyczajniej w świecie go przypalić.
Odchrząknąłem. Próbowałem w
głowie złożyć słowa, żeby nie palnąć jakieś głupoty.
- Powiedziałem coś
nie tak? - zwróciłem się do Taurisa z najniewinniejszą minką na jaką było mnie
stać.
Jego spojrzenie mnie na chwilę
sparaliżowało, ale pozbierałem się w ekspresowym tempie.
- Możliwe - ta zwięzła odpowiedź jeszcze bardziej mnie
zdenerwowała.
Co to niby ma być?! Co on sobie
myśli?! Ja tu staram się być miły, a ten co?!
- I o co chodzi? Co zrobiłem nie tak?! – krzyknąłem, nadal
niewiele rozumiejąc.
- Następnym razem myśl co mówisz - jego głos był szorstki.
- Dobra, dobra. Postaram się zapamiętać na przyszłość -
westchnąłem głośno.
Ten facet był dziwny. Nie
rozumiałem go. Po prostu masakra! A przecież przeważnie wiedziałem co czują
ludzie. Ta no... empatia to cecha wrodzona!
Nastała znowu cisza. Bałem się
odezwać żeby znowu kogoś nie zdenerwować. Ale to było męczące. Zacząłem cicho
gwizdać pod nosem. I chyba nie był to dobry pomysł, bo zostałem zgromiony
srogimi spojrzeniami. No, ale czy to moja wina, że nie umiałem być cicho?
- No dobra, już się nie odzywa. - wzruszyłem ramionami. -
Ale daleko jeszcze?
- Nie. Jesteśmy prawie na miejscu - Febris wskazała zamek na
przeciw nas, a ja otworzyłem buzię z zachwytu.
To co zobaczyłem, zatkało mnie.
Zatrzymałem się żeby móc całe te cudo obejrzeć z każdej strony. Cały budynek
wykonany był z białego marmuru i bił po oczach swoim oślepiającym blaskiem.
Duże okna odbijały promienie słońca, potęgując efekt jasności. Główny budynek
był ogromny, ale przyboczne, niższe budowle, połączone z głównym, nie
odstępowały mu podium w wielkości. Zdawać się mogło, że łącznie są nawet większe.
Nigdy na oczy nie widziałem czegoś tak imponującego. Nawet nie wyobrażałem
sobie, że znajdę się w takim miejscu. Zaczęło mi się tu podobać, było w tym coś
magicznego.
Przed zamkiem roztaczał się widok
na ogród usłany w tym momencie różami w każdym możliwym kolorze. Gdzieniegdzie
posadzone były drzewa wiśni i mógłbym przysiąc, że wiosną jest tu sto razy
piękniej. Część placu zajmowały ścieżki i ławki, aby można było nacieszyć
spokojnie oko tymi widokami.
- I jak? Podoba Ci się tutaj? - Febris uśmiechała się
widząc, że zachwycam się wszystkim, co mnie tu otacza.
- I to bardzo! - powiedziałem, nadal zauroczony tym
wszystkim.
Naprawdę miałem żyć w tym
bajkowym miejscu? Sam nie mogłem w to uwierzyć. Czy to aby nie sen?
- Cieszę się. Ale teraz już chodźmy, jeszcze zdążysz się
napatrzeć na to wszystko - dziewczyna nadal się do mnie uśmiechała.
Westchnąłem cicho i poszedłem za
nimi. A miałem taką ochotę jeszcze po napawać się przyrodą!
Trochę zajęło nam dotarcie do
głównego wejścia, ale nie narzekałem. Całkiem przyjemna trasa. Ogromne drzwi
otworzyły się bezszelestnie, zapraszając do wejścia.
Mrużąc oczy, rozglądałem się po
pomieszczeniu. Było ogromne i pełne złotych zdobień. Wszędzie wisiały obrazy, a
posągi groźnie nad nami górowały, niczym skalni strażnicy.
- Czy to się nie zawali? - zapytałem, spoglądając krytycznie
na kolumny podpierające strop.
Nie wyglądały na stabilne i
mocne. Ich delikatna konstrukcja i wyżłobienia wskazywały na to, iż są jedynie
elementem dekoracyjny, a przecież coś musiało trzymać to wszystko na miejscu!
- Nie musisz się obawiać, tutaj jesteś bezpieczny i nic Ci
nie grozi - odezwała się Febris, próbując odpędzić moje obawy.
- Ehe, jasne. Wierzę Ci na słowo - prychnąłem, udając, że
wcale a wcale nie przejmuję się tym, iż w każdym momencie tony gruzu mogą
zwalić się na mój biedny łeb.
- Znowu wytrzymywać z kolejnym dzieciakiem. Jak ja to
uwielbiam. - odburknął Tauris.
- Masz coś do mnie? - zjeżyłem się na jego słowa.
Co on sobie, kurwa, myśli? Że ja
jestem upośledzonym umysłowo chłopaczkiem, któremu trzeba podcierać tyłek i
wyjaśniać do czego służy kibel?
- Mógłbyś te Twoje mądrości pozostawić dla siebie -
naskoczył na mnie mag.
- Co niby takiego powiedziałem? - skrzywiłem się,
zatrzymując przed nim i zakładając ręce na piersi.
- Jesteśmy na miejscu - odrzekł spokojnie, jednakże bardzo
chłodno Tauris, patrząc na mnie gniewnie.
Jak widać nie miał zamiaru
odpowiedzieć na zadane przeze mnie pytanie. Wzdrygnąłem się i spuściłem wzrok.
Nie podobała mi się ta wersja Taurisa. Wolałem jak się śmiał. Zagryzłem wargę,
niepewny tego, co chciałem powiedzieć, gdy nagle ktoś złapał mnie za ramię i
odwrócił w stronę drzwi.
- Luck, jesteś gotowy żeby tam wejść? - zapytała Febris.
Nadal mnie trzymała, dodając mi
tym otuchy. Odetchnąłem głęboko.
- Tak, jestem gotowy - powiedziałem z większą pewnością niż
się spodziewałem.
- Chodźcie - powiedział Tauris lekko zdenerwowany, pchnął
wielkie, drewniane drzwi, które otworzyły się o dziwo bardzo lekko.
Czyli nie ma już odwrotu. Teraz
zacznę wszystko od nowa. Cegła po cegle zbuduję swój idealny świat. To mój
czas. Moje życie. Dokonałem wyboru i muszę się zmierzyć z jego konsekwencjami.
Spojrzałem na Taurisa, Febris i tego cichego wojownika. Już pora. Tylko jeden
krok. Westchnąłem. Nowy rozdział zaczął się pisać. Przekroczyłem próg, ostatnią
barierę dzielącą mnie od przeznaczenia.
***...***
Dziękujemy za wszystkie komentarze ;) Wiele dla nas znaczą
;* Jeżeli chodzi o opowiadanie to uprzedzamy, że będzie tu wątek Yaoi, czyli
miłości męsko-męskiej. Mamy nadzieję, że ten szczegół Was nie zniechęci, gdyż
nie jest on głównym tematem, a jedynie dodatkiem. Jeszcze raz dziękujemy za
dokarmianie naszego wena i przepraszamy, że musieliście tyle czekać ;)