środa, 20 marca 2013

Rozdział 3


Szliśmy szerokim i wysokim tunelem, który oświetlony był jedynie płomieniami pochodni. Tauris tuż przed wejściem zgasił swoją kulę ognia i teraz mogliśmy liczyć tylko na te nikłe światło. Rozglądałem się wokół ciekawie mrużąc oczy, aby móc dostrzec skąpane w delikatnym blasku szczegóły. Cisza, która między nami panowała była męcząca i nieprzyjemna, ale chyba żadne z nich nie chciało jej przerwać.
- Długo jeszcze będziemy szli? – zapytałem lekko zdenerwowany.
Tauris zmierzył mnie z góry na dół. Ten wzrok przeraził mnie, ale mimo to  w jego oczach widziałem coś, czego nie potrafiłem zrozumieć.
- Skoro jesteś tak dobrym magiem to czemu od razu nie przeniosłeś nas do tego miejsca? – zadałem kolejne pytanie by przerwać ciszę.
Już po chwili chciałem się ugryźć w język, gdyż wzrok Taurisa stał się odległy i nieprzyjemny. W tym momencie wyglądał jak mój nauczyciel matematyki gdy mówiłem, że nie rozumiem zadania.
- Najprawdopodobniej dlatego, że przenoszenie ludzi nieprzygotowanych do tego rodzaju podróży jest niebezpieczne i grozi śmiercią wszystkim biorącym w tym udział – ironia wyczuwalna w jego głosie wręcz parzyła.
Wzdrygnąłem się. Niby skąd miałem to wiedzieć? Czego oni ode mnie oczekują? Że będę znać rzeczy, o których nigdy nie słyszałem?
- Ach, no tak. Jak mogłem zapomnieć o czymś tak podstawowym – prychnąłem rozdrażniony i wbiłem w niego kpiący wzrok.
- Podstawą zwiesz magię poziomu piątego? – zapytał Tauris z nutką sarkazmu, unosząc brwi w geście rozbawienia.
- Tak, ktoś tak wyszkolony jak ja ma wszystko w małym paluszku. Opanowałem to z łatwością jak matematykę na poziomie rozszerzonym – powiedziałem przewracając oczami.
- Czyli musisz być naprawdę wielkim mistrzem. Opanować coś takiego i znieść to do poziomu matematyki… Cóż za epickie porównanie – Tauris zdawał się dobrze bawić przekomarzając się ze mną, a ja byłem zadowolony, że mogłem przerwać cisze.
- Skąd wiedziałeś? Czytasz w moich myślach? – zdziwiłem się.
- Zaiste – albo mi się wydawało, albo zobaczyłem na jego ustach delikatny uśmiech.
Aż zaparło mi dech w piersi. Gdy nie krzywił się cały czas wyglądał naprawdę przystojnie.
- Wiesz, że już nie używa się takich słów? Są bardzo nie modne - wykrzywiłem usta w parodii słodkiego uśmiechu i uchyliłem się przed dłonią Taurisa, zmierzającą w stronę mojej głowy i to raczej nie po to by mnie pogłaskać.
- Hm, doprawdy? To już ze mnie staruch - złapał się za boki i wybuchnął niepohamowanym śmiechem.
Zatrzymałem się w pół kroku, patrząc na niego z niedowierzaniem. W tym momencie wyglądał normalnie, a nie jak przerażający mag. W dodatku ten jego śmiech był przyjemny dla ucha i mógłbym słuchać go już zawsze. Poruszyłem ustami, chcąc coś powiedzieć, ale nie wydobyłem z siebie żadnego dźwięku. Z zamyślenia wyrwał mnie głos Febris.
- Widzę, że świetnie się dogadujecie ze sobą - zaśmiała się a ja zobaczyłem, że Tauris szczerzył się ukazując swoje śnieżnobiałe, proste zęby.
Raz po raz spoglądałem z boku na niego i odwracałem głowę za każdym razem, gdy nasze spojrzenia się spotykały. Puściłem jej słowa mimo uszu. W końcu doszliśmy do końca tunelu, a ja odetchnąłem z ulgą. Atmosfera robiła się napięta, a ja, z nieznanego mi powodu, nie umiałem oderwać spojrzenia od osoby maga. To było irytujące i żenujące zarazem.
Skierowaliśmy się w lewo i po jakimś czasie drogi ujrzałem wielkie, drewniane drzwi. Ciekawe co jest za nimi? pomyślałem i spojrzałem pytająco na wszystkich pozostałych.
 - Co teraz? Nudzi mnie już ta droga, nic się nie dzieje - zacząłem marudzić kręcąc nosem z niezadowolenia.
- Teraz spotkasz się ze Strażniczkami, które, dzięki bogini, wskażą w którą stronę potoczą się Twoje losy - powiedziała Febris, a ja westchnąłem w duchu.
                Bardzo ciekawa alternatywa. A jak wyjdzie, że wzięli nie tego dzieciaka co trzeba? Co ze mną zrobią?
- Co będzie ze mną jeśli okaże się, że się pomyliliście? Jeśli nie chodziło o mnie? - zapytałem cicho.
Febris otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, ale uprzedził ją Tauris.
 - Wymażemy Ci wspomnienia i odstawimy tam, gdzie Cię znaleźliśmy - powiedział bez owijania w bawełnę, a kobieta syknęła na niego.
 - Mógłbyś go nie straszyć, co? - zapytała oskarżycielskim tonem - Spokojnie Luck. Wszystko będzie dobrze. Nie pomyliliśmy się - powiedziała uspokajającym tonem, ale ja i tak czułem obawy.
- No nie patrz na nas takim przerażającym wzrokiem, zaczynam się Ciebie bać - Tauris próbował załagodzić atmosferę i żartować ale nie pomagało to wcale.
                Bałem się tego co mnie spotka. Nie miałem nawet czasu żeby sobie to przemyśleć. Wszystko działo się tak szybko. Zbyt szybko jak dla mnie. Wielu rzeczy jeszcze nie rozumiałem. A w szczególności tej nagłej zmiany Taurisa wobec mnie. To wszystko było zbyt dziwne i zagmatwane. Dlaczego ja w ogóle zgodziłem się z nimi pójść? Powinienem odmówić i udawać, że nic takiego nie miało miejsca, a nie jak jakiś kretyn gonić za trzema wariatami, bo ich zdaniem jestem jakimś tam wojownikiem. Kurwa. Naprawdę jestem debilem.
- Dobrze, jesteś gotowy Luck? - zapytała Febris, a w jej głosie można było wyczuć zmartwienie.
Tak, ona jako jedyna chyba rozumiała moją sytuację. Miałem mętlik w głowie. Co mam robić? Co mam robić? Powtarzałem w kółko. Mam jakieś inne wyjście? I czemu ten drugi do cholery tak dziwnie się patrzy? Był odrobinę straszny, muszę to przyznać. W czasie tej podróży odezwał się tylko może raz. Nie rozumiałem co jest tu grane. Serce zaczęło mi bić mocniej.
- Tak, chyba tak - odparłem słabo.
Czułem się tak, jakbym zamykał pewien rozdział w życiu i zaczynał nowy, nie do końca dobry, ale lepszy od poprzedniego. Wojownik pchnął drzwi i wszedł do środka, a za nim Febris. Tauris stał przez chwilę, jakby chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował i ruszył za swoimi towarzyszami.
Westchnąłem głośno. Musiałem podjąć decyzję - czy chcę zakończyć to co było, czy może się wycofać i wrócić do domu? Tylko czy ja już jej nie podjąłem? Przecież zgodziłem się. Powiedziałem, że jestem gotowy...Ruszyłem niepewnym krokiem w stronę drzwi, przeszedłem przez nie, rozglądając się za resztą. W końcu ujrzałem ich oddalających się. 
- Ej, czekajcie! - krzyknąłem żeby móc dogonić tę trójkę.
Wszyscy odwrócili się jak na komendę, zatrzymując w połowie kroku. Podbiegłem do nich tak szybko jak mogłem, zapominając o swoim braku koordynacji i w ostatnim momencie potykając się o własne nogi.
- Uważaj Luck, chcemy żebyś był w całości zanim dotrzemy do bogini - zaśmiała się Febris, podtrzymując mnie za ramiona.
- Nie moja wina, że budujecie krzywe drogi! - krzyknąłem w obronnym geście i wyprostowałem się z godnością, otrzepując spodnie z niewidzialnego pyłku.
- Oczywiście to wszystko nasza wina - Tauris śmiał się pod nosem. - Może na początku patrz pod nogi i nie bądź tak w tyle.
- No a niby czyja? - prychnąłem – To wy za szybko chodzicie! - tupnąłem nogą, pokazując swoje niezadowolenie, ale chyba nie było to zbyt dojrzałe, nawet w moim mniemaniu.
- Nadążyłbyś za nami, gdybyś nie był taki przywieszony – odparł z wrednym uśmiechem Tauris.
- Ja? Ja przywieszony? Czy ty wiesz co mówisz? - pytałem z głupią miną, zaskoczony tym, że taki stary dziad jak on zna słowa bardziej na miejscu niż "zaiste".
- Może na takiego nie wyglądam, ale wiem co mówię. Chociaż uważają mnie za starucha. - mag zmusił się do uśmiechu, który wyglądał na udawany.
- Nie dziwię się - wyszczerzyłem się szeroko i mógłbym przysiąc, że pewnie wyglądałem jak jedna z postaci anime, które potrafią rozszerzyć gębę na pół twarzy.
- No, dzięki - Tauris wyglądał na ponurego, zupełnie jak wtedy gdy ujrzałem go po raz pierwszy.
 Patrzył przed siebie i widać było, że nad czymś myślał. 
- Co z nim? - skinąłem głową w jego kierunku, pytając dyskretnie Febris.
- Dlaczego pytasz mnie? On raczej będzie lepiej to wiedział - uśmiechnęła się zachęcająco.
A to wredny babsztyl. Żeby tak kazać biednemu, uroczemu dziecku narażać się na złość złego maga, który może, w razie gdyby nie spodobało się mu pytanie, najzwyczajniej w świecie go przypalić.
Odchrząknąłem. Próbowałem w głowie złożyć słowa, żeby nie palnąć jakieś głupoty.
 - Powiedziałem coś nie tak? - zwróciłem się do Taurisa z najniewinniejszą minką na jaką było mnie stać.
Jego spojrzenie mnie na chwilę sparaliżowało, ale pozbierałem się w ekspresowym tempie.
- Możliwe - ta zwięzła odpowiedź jeszcze bardziej mnie zdenerwowała.
Co to niby ma być?! Co on sobie myśli?! Ja tu staram się być miły, a ten co?!
- I o co chodzi? Co zrobiłem nie tak?! – krzyknąłem, nadal niewiele rozumiejąc.
- Następnym razem myśl co mówisz - jego głos był szorstki.
- Dobra, dobra. Postaram się zapamiętać na przyszłość - westchnąłem głośno.
Ten facet był dziwny. Nie rozumiałem go. Po prostu masakra! A przecież przeważnie wiedziałem co czują ludzie. Ta no... empatia to cecha wrodzona!
Nastała znowu cisza. Bałem się odezwać żeby znowu kogoś nie zdenerwować. Ale to było męczące. Zacząłem cicho gwizdać pod nosem. I chyba nie był to dobry pomysł, bo zostałem zgromiony srogimi spojrzeniami. No, ale czy to moja wina, że nie umiałem być cicho?
- No dobra, już się nie odzywa. - wzruszyłem ramionami. - Ale daleko jeszcze?
- Nie. Jesteśmy prawie na miejscu - Febris wskazała zamek na przeciw nas, a ja otworzyłem buzię z zachwytu.
To co zobaczyłem, zatkało mnie. Zatrzymałem się żeby móc całe te cudo obejrzeć z każdej strony. Cały budynek wykonany był z białego marmuru i bił po oczach swoim oślepiającym blaskiem. Duże okna odbijały promienie słońca, potęgując efekt jasności. Główny budynek był ogromny, ale przyboczne, niższe budowle, połączone z głównym, nie odstępowały mu podium w wielkości. Zdawać się mogło, że łącznie są nawet większe. Nigdy na oczy nie widziałem czegoś tak imponującego. Nawet nie wyobrażałem sobie, że znajdę się w takim miejscu. Zaczęło mi się tu podobać, było w tym coś magicznego.
Przed zamkiem roztaczał się widok na ogród usłany w tym momencie różami w każdym możliwym kolorze. Gdzieniegdzie posadzone były drzewa wiśni i mógłbym przysiąc, że wiosną jest tu sto razy piękniej. Część placu zajmowały ścieżki i ławki, aby można było nacieszyć spokojnie oko tymi widokami.
- I jak? Podoba Ci się tutaj? - Febris uśmiechała się widząc, że zachwycam się wszystkim, co mnie tu otacza.
- I to bardzo! - powiedziałem, nadal zauroczony tym wszystkim.
Naprawdę miałem żyć w tym bajkowym miejscu? Sam nie mogłem w to uwierzyć. Czy to aby nie sen?
- Cieszę się. Ale teraz już chodźmy, jeszcze zdążysz się napatrzeć na to wszystko - dziewczyna nadal się do mnie uśmiechała.
Westchnąłem cicho i poszedłem za nimi. A miałem taką ochotę jeszcze po napawać się przyrodą!
Trochę zajęło nam dotarcie do głównego wejścia, ale nie narzekałem. Całkiem przyjemna trasa. Ogromne drzwi otworzyły się bezszelestnie, zapraszając do wejścia.
Mrużąc oczy, rozglądałem się po pomieszczeniu. Było ogromne i pełne złotych zdobień. Wszędzie wisiały obrazy, a posągi groźnie nad nami górowały, niczym skalni strażnicy.
- Czy to się nie zawali? - zapytałem, spoglądając krytycznie na kolumny podpierające strop.
Nie wyglądały na stabilne i mocne. Ich delikatna konstrukcja i wyżłobienia wskazywały na to, iż są jedynie elementem dekoracyjny, a przecież coś musiało trzymać to wszystko na miejscu!
- Nie musisz się obawiać, tutaj jesteś bezpieczny i nic Ci nie grozi - odezwała się Febris, próbując odpędzić moje obawy.
- Ehe, jasne. Wierzę Ci na słowo - prychnąłem, udając, że wcale a wcale nie przejmuję się tym, iż w każdym momencie tony gruzu mogą zwalić się na mój biedny łeb.
- Znowu wytrzymywać z kolejnym dzieciakiem. Jak ja to uwielbiam. - odburknął Tauris.
- Masz coś do mnie? - zjeżyłem się na jego słowa.
Co on sobie, kurwa, myśli? Że ja jestem upośledzonym umysłowo chłopaczkiem, któremu trzeba podcierać tyłek i wyjaśniać do czego służy kibel?
- Mógłbyś te Twoje mądrości pozostawić dla siebie - naskoczył na mnie mag.
- Co niby takiego powiedziałem? - skrzywiłem się, zatrzymując przed nim i zakładając ręce na piersi.
- Jesteśmy na miejscu - odrzekł spokojnie, jednakże bardzo chłodno Tauris, patrząc na mnie gniewnie.
Jak widać nie miał zamiaru odpowiedzieć na zadane przeze mnie pytanie. Wzdrygnąłem się i spuściłem wzrok. Nie podobała mi się ta wersja Taurisa. Wolałem jak się śmiał. Zagryzłem wargę, niepewny tego, co chciałem powiedzieć, gdy nagle ktoś złapał mnie za ramię i odwrócił w stronę drzwi.
- Luck, jesteś gotowy żeby tam wejść? - zapytała Febris.
Nadal mnie trzymała, dodając mi tym otuchy. Odetchnąłem głęboko.
- Tak, jestem gotowy - powiedziałem z większą pewnością niż się spodziewałem.
- Chodźcie - powiedział Tauris lekko zdenerwowany, pchnął wielkie, drewniane drzwi, które otworzyły się o dziwo bardzo lekko.
Czyli nie ma już odwrotu. Teraz zacznę wszystko od nowa. Cegła po cegle zbuduję swój idealny świat. To mój czas. Moje życie. Dokonałem wyboru i muszę się zmierzyć z jego konsekwencjami. Spojrzałem na Taurisa, Febris i tego cichego wojownika. Już pora. Tylko jeden krok. Westchnąłem. Nowy rozdział zaczął się pisać. Przekroczyłem próg, ostatnią barierę dzielącą mnie od przeznaczenia.

***...***

Dziękujemy za wszystkie komentarze ;) Wiele dla nas znaczą ;* Jeżeli chodzi o opowiadanie to uprzedzamy, że będzie tu wątek Yaoi, czyli miłości męsko-męskiej. Mamy nadzieję, że ten szczegół Was nie zniechęci, gdyż nie jest on głównym tematem, a jedynie dodatkiem. Jeszcze raz dziękujemy za dokarmianie naszego wena i przepraszamy, że musieliście tyle czekać ;)