środa, 16 stycznia 2013

Rodział II

Otworzyłem oczy, czując na twarzy promienie słońca. Przez chwilę czułem się tak dobrze jak nigdy. Choć musiałem przyznać, że kiedyś moje łóżko było wygodniejsze. Łóżko?! Zamrugałem zdziwiony, a wydarzenia z dnia wczorajszego napłynęły do mnie z niewyobrażalną siłą. Rozejrzałem się po piwnicy ze zdumieniem uświadamiając sobie, że nie jestem sam. Przede mną stał wysoki, barczysty mężczyzna mierząc mnie uważnie wzrokiem. Jego brązowe oczy sunęły po mojej sylwetce z góry na dół, jakby oceniał mnie po samym wyglądzie. Bezczelnie patrzył na moje ciało i wręcz kipiał wyższością. Owszem, nie wyglądałem za dobrze. Nie miałem wyrobionego kaloryfera, a moje mięśnie były jedynie sennym marzeniem. Włosy mężczyzny, niemal idealnie czarne, przeplatały siwe pasma, które były jedyną oznaką jego wieku. Z pozoru wyglądał na nie więcej niż trzydzieści lat. W ręku dzierżył ogromny, obosieczny miecz wysadzany krwistoczerwonymi klejnotami różnej wielkości. Obok niego stał rudowłosy mężczyzna, nie więcej niż dwudziestopięcioletni. Jego niebieskie oczy błyszczały wiekową mądrością. W lewej ręce trzymał kulę ognia, którą wcześniej omylnie wziąłem za słońce. Miał na sobie długą, złoto-czerwoną szatę, która falowała, choć nie wiał wiatr. Po jego prawej stronie kucała białowłosa kobieta o dużych, złotych oczach. Z jej głowy wyrastały dwa królicze uszy i mógłbym przysiąc, że widziałem mały, króliczy ogonek. Ubrana była w dwuczęściowy, srebrny strój łuczniczki, który kojarzyłem z tych wszystkich filmów, które oglądałem co wieczór nie mając zbytnio nic do roboty.. Zamrugałem zaskoczony. Królicze dodatki?! Czyżbym podczas upadku uderzył się w głowę? Nie było innego logicznego wyjaśnienia na to dziwne zjawisko. Potrząsnąłem czupryną mając nadzieję, że w ten sposób rozjaśnię sobie wszystko, ale dziwne postacie nie zniknęły. Przez chwilę gapiłem się na nich z otwartą buzią. Ich spojrzenia mówiły mi, że to raczej nieprzypadkowe spotkanie. Chciałem uciec przed ich uważnymi oczami, wsiąknąć w podłogę i móc spokojnie zniknąć. Zacząłem się wiercić czując się nie na miejscu. Czyżby to była ich piwnica? – przemknęło mi przez myśl i szybko doznałem olśnienia, które zblakło zaraz po pierwszych słowach barczystego mężczyzny.
 - Witaj Luck. Szukaliśmy cię wszędzie. – chrapliwy głos wywołał na mojej skórze gęsią skórkę. To dziwne, ale budził on we mnie respekt i strach choć nie zrobił jeszcze nic, co mogłoby nakierować mnie na te odczucia. Było to tak dziwne, że aż sapnąłem i naparłem na ścianę za mną. Nie miałem gdzie uciec. Byłem w pułapce, zdany na nieznane i groźnie wyglądające osoby. Panika wdarła się do mojego umysłu. Zacząłem rozglądać się za jakąkolwiek drogą ucieczki, ale byłem odgrodzony niemal od wszystkiego. W pobliżu nie było nic, czego mógłbym użyć jako broni przeciw komuś, kto dzierży miecz, a tym bardziej ogień! Byłem z góry na straconej pozycji.
- Spokojnie, mały. Nic ci nie zrobimy – głos kobiety był dźwięczny i czysty, aż miło było go słuchać.
 

Przez jakiś czas spoglądałem na nią jak na wariatkę. Stało przede mną troje uzbrojonych, dziwnych ludzi, którzy wiedzą jak się nazywam, a ona chce żebym się uspokoił i uwierzył, że nic mi nie grozi?! Byłem pewny, że w moich oczach odbiło się niedowierzanie i politowanie. Śmiać mi się chciało z tej jej niby inteligentnej miny, która zmieniła się po kolejnych słowach ognistorękiego.
- No chyba, że sam się o to poprosi – usłyszałem jak rudowłosy chichocze ze swojej docinki, ale szybko zamilkł gdy kobieta zmierzyła go chłodnym i pełnym pogardy wzrokiem.

 - Taurisie, jeżeli chcesz dożyć do końca tego dnia to powstrzymaj swój niewyparzony język. Dzieciak jest przerażony, a twoje komentarze wcale nie pomagają mu się uspokoić – syknęła kobieta w stronę mężczyzny, a ja prychnąłem zdenerwowany. To było strasznie wkurzające. Traktowali mnie jak głupie, zaszczute zwierzątko. Owszem, byłem wystraszony, ale nie pozwolę sobie nigdy na takie traktowanie. Spojrzałem w jej złote oczy, szykując się na odpyskowanie, ale głos utknął mi w gardle, gdy nagle jej wzrok stał się z twardego -  łagodny i ciepły. Aż zaniemówiłem z wrażenia. Ta szybka zmiana emocji całkowicie wybiła mnie z rytmu. Spoglądałem na nią jak dziecko specjalnej troski, otwierając nieatrakcyjne usta i mrugając szybko, jakby do oka wpadła mi muszka.
 - Nie przesadzaj. Zachowujesz się jak stara baba z syndromem nadopiekuńczej mamuśki – prychnął Tauris, marszcząc zdegustowany nos. 
- Ja zachowuje się jak stara baba?! Ja?! Czy ty wiesz co mówisz?! Jak śmiesz! – z gardła drobnej kobiety wydobył się tak donośny głos, że aż zabolały mnie uszy.
 Ciężko uwierzyć, że ktoś tak delikatny mógł wydobyć z siebie tak głośny dźwięk! 
- Ej, ej! Febris, spokojnie! Ja nie chciałem cię obrazić… - Tauris zaczął się wycofywać, przez co światło się wycofywało i padły na mnie cienie. 
- Weź głęboki oddech, bo straszysz dzieciaka. – rzucił zanim kobieta skoczyła w jego stronę. 
Westchnąłem cicho z rezygnacją. Zachowywali się jak dzieci, ale mimo to nadal mieli broń. Nie byłem w komfortowej sytuacji. Przez chwilę zbierałem myśli, aby w końcu odważyć się na wypowiedzenie tych paru słów.
- Kim jesteście? - zapytałem cicho, bojąc się, że każdy głośniejszy dźwięk z mojej strony mogą odebrać jako zachętę do ataku.
 

- No tak, powinniśmy od  tego zacząć - rzucił Tauris z nutą sarkazmu w głosie.
- Jesteśmy przedstawicielami Najwyższej Rady Edżgi - powiedziała Febris, a ja zamrugałem głupio.
- Że kim? - padło inteligentne pytanie z mojej strony, na co cała grupa westchnęła ciężko.
- Przedstawicielami Najwyższej Rady Edżgi, naszej bogini - Tauris mówił do mnie jak do upośledzonego dziecka co jeszcze bardziej działało mi na nerwy.
 

- Kim jest Edżga? -pytałem dalej z lekka zdezorientowany.
Wszyscy obecni zaczęli nerwowo odchrząkiwać.
 

- Edżga to bogini czasu, która opiekuje się naszym światem - wyjaśnił barczysty wojownik, spoglądając na mnie uważnie.
 Prychnąłem rozbawiony, spoglądając na niego jak na idiotę. On myśli, że uwierzę w bajki o bogini czasu opiekującej się "ich" światem? Żałosne. Chyba zauważyli, że im nie wierzę, bo zaczęli się krępować. Przewróciłem rozdrażniony oczami. 
- Przestańcie traktować mnie jak ułomnego i mówcie czego chcecie! - warknąłem w ich stronę, coraz bardziej zdenerwowany. 
- Nawet nie dasz nam dojść do głosu i zachowujesz się jak rozkapryszony dzieciak. Przymknij się na chwilę i daj nam skończyć - powiedział gniewnie Taurius.
 Zamilkłem gwałtownie, patrząc na niego ze strachem. Ten mężczyzna jak chciał to umiał nieźle wystraszyć. Przełknąłem ślinę, spoglądając na niego lekko spanikowanym, a zarazem niedowierzającym wzrokiem.
 - Edżga, za pośrednictwem swoich kapłanek, będących również jej strażniczkami, przekazuje nam informacje na temat nowych, potencjalnych adeptów na Wojowników Czasu. My, jako jej Najwyższa Rada, mamy za zadanie odnajdowanie takich osób i przekazywanie im informacji na temat naszego świata, bogini, a także ich przeznaczenia - mówił powoli, jakby ważąc słowa, by nie powiedzieć na raz za dużo.
To mnie niepokoiło. Czyżby chciał mi w ten sposób coś przekazać? Czyżbym to ja miał być Wojownikiem Czasu? Wybuchłem niepohamowanym śmiechem.

 - Nie rozumiem co Cię tak rozśmieszyło - burknął ponuro Taurius.
- Ty... Ty chyba nie myślisz, że ja... że uwierzę w takie brednie? - zapytałem, co chwilę zanosząc się śmiechem.
To było nie do pojęcia. Czy oni naprawdę uważają mnie za tak tępego? Owszem, do najinteligentniejszych nie należę, ale bez przesady. Nawet ja wiem, że takie rzeczy dzieją się w bajkach. Czyli co? Teraz będę robił za Harry'ego Potter’a i pójdę ratować świat, którego w ogóle nie znam? Bosko. Czyli myślą, że jestem totalnym debilem, który wierzy we wszystko co mu mówią.

 - Chciałeś żebyśmy Ci wszystko wytłumaczyli, zrobiliśmy to, a Ty nadal narzekasz i robisz z siebie głupka. Nie jesteś tym zainteresowany to nie, nie będę się z Tobą przekomarzał - wzruszył ramionami mag.
- Ej, ej! To nie moja wina, że bredzicie coś o jakichś ludkach czasu, czy innych pierdołach. Nawet mój nauczyciel wos'u, który jest tak sztywny, że czasem wydaje mi się, że włożyli mu do dupy kij, padłby ze śmiechu - prychnąłem, ocierając policzki - Dajcie mi dobry powód, abym Wam uwierzył, to może coś z tego będzie - westchnąłem w końcu, gdy się uspokoiłem. 
- Nie mam słów na twoje zachowanie. To jest... To... Niepojęte! - warknął mężczyzna. - Za kogo Ty nas masz?! Myślisz, że nie mamy co robić tylko wkręcać innym jakieś bajeczki? Chyba kpisz głupcze! - złapał mnie za ramiona i zaczął potrząsać. 
Po chwili zbliżył się do mnie, dzieliło nas zaledwie kilka centymetrów, czułem jego ciepły oddech na sobie, zrobiło mi się momentalnie słabo, a on nadal mnie trzymał. Pozostali jego towarzysze przypatrywali się temu dziwnym wzrokiem. Przełknąłem głośno ślinę, spoglądając na niego nierozumnie, gdy nagle mnie puścił, a ja upadłem na podłogę, nadal będąc w szoku po tak nagłym ataku z jego strony. Tauris potrząsnął głową i odszedł ode mnie parę kroków. Przez chwilę panowała niezręczna cisza, którą przerwała Febris.
- Słuchaj mały. Od dziecka jest Ci przeznaczone zostać wojownikiem, czy tego chcesz czy nie, a jeśli tak bardzo potrzebujesz dowodu to proszę bardzo! Tauris ma na łopatce symbol Edżgi, oko z źrenicą w kształcie klepsydry. Śniło Ci się? Rysowałeś to? - pytała nachalnie, a ja momentalnie zdębiałem.
Skąd ona wiedziała, że dokładnie to widziałem każdej nocy i rysowałem to wszędzie, gdzie mogłem! Myślałem, że tylko ja wiem o mojej małej obsesji na punkcie takich źrenic!
 

- No i co? Nadal uważasz, że okłamujemy Ciebie? Czy może już nam wierzysz na słowo? - dziewczyna posłała mi ciepły uśmiech. 
- Dajmy na to, że wierzę - prychnąłem, chcąc zachować resztki godności.
Czyli te wszystkie bajki to prawda? Jestem jakimś głupim Wojownikiem Czasu? To nie dzieje się naprawdę... Ciekawe czy to samo przechodziło po głowie każdemu książkowemu bohaterowi...  przeszło mi przez myśl. Sam nie mogłem uwierzyć, że w takiej chwili myślałem o czymś tak głupim, no ale jak się jest mną to wszystko jest możliwe.
- I co teraz? - zapytałem ciszej, lekko wystraszony tym, co może mnie spotkać. 

Febris spojrzała na mnie uważnie, a mnie przebiegły dreszcze. To nie był wzrok miłej, zatroskanej kobiety. Teraz wyglądała jak pewna siebie i stanowczo starsza niż było po niej widać, wspaniała wojowniczka. 
- Najprawdopodobniej będziesz musiał przejść specjalne szkolenie żeby w pełni należeć do naszego świata. Powinieneś udać się z nami przed oblicze bogini, aby rozpocząć pierwszy etap przygotowania – powiedziała, a ze mnie uleciało całe powietrze. 
Poczułem jak opuszczają mnie siły. Miałbym z nimi pójść do miejsca, którego w ogóle nie znałem? To chore. No ale co miałem do stracenia? I tak nic już mnie nie trzymało w domu. Potrząsnąłem głową. Lepiej zostawić to w spokoju i pozwolić losowi zadecydować za siebie. 
Po chwili przerwałem ciszę odzywając się niepewnym głosem. 
- To będziemy tak dalej stać w miejscu, czy w końcu ruszymy w drogę? – zaśmiałem się nerwowo. 
Tak, bałem się tego co mnie spotka. Czułem ich dziwny wzrok na sobie. A jeśli grozi mi jakieś niebezpieczeństwo? W mojej głowie przewijało się milion myśli. Za wszelką cenę próbowałem je od siebie odpędzić, ale ta niepewność i strach nie dawały o sobie zapomnieć. Mimo tego byłem ciekawy tego miejsca i podekscytowany tym, że będę mógł się czymś wykazać. 
- Czyli zgadasz się na szkolenie? – głos Febris brzmiał nadzwyczaj cicho, biorąc pod uwagę jej wcześniejsze wybuchy. 
Przewróciłem oczami z irytacją. Czy odpowiedź nie była aż nazbyt oczywista?
- Tak, zgadzam się, do cholery. Przeliterować to mam? – zapytałem zdenerwowany. 

Moje emocje zmieniały się stanowczo za szybko i sam nie wiedziałem dlaczego. Może to przez stres? Ciężko określić. Próbowałem się uspokoić. Odetchnąłem ciężko.
 Po chwili spostrzegłem, że Tauris zbliżył się do jednej ze ścian i zaczął recytować niezrozumiałe mi słowa. Patrzyłem na niego jak na durnia. Kto normalny gada do ściany? Zacząłem chichotać, ale zobaczyłem kątem oka, że jego towarzysze patrzyli na mnie z pogardą więc odchrząknąłem i z zaciekawieniem czekałem na to co będzie dalej. Nagle poczułem zimny powiew wiatru, który przeszył mnie od wewnątrz. Zacząłem się trząść z zimna. Przed moimi oczami pojawiło się coś niewyobrażalnego. W miejscu dawnej ściany pojawiło się przejście. Zrobiłem wielkie oczy ze zdumienia.
 - Ale... Ale jak Ty to zrobiłeś? – patrzyłem na maga z otwartą buzią.
 - W końcu jestem magiem, ma się tą moc. Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz. – posłał mi delikatny uśmiech. 
- Dobrze, chodźmy już. Będziecie jeszcze mieli dużo czasu do rozmów – moje rozmyślania przerwała Febris, która pociągnęła mnie za rękę w stronę przejścia do innego świata. Ich świata. Pełnego tajemnic. Ciekawe tylko, co mnie tam spotka...


***KONIEC ROZDZIAŁU II***
Mamy nadzieję, że komuś spodoba się ten rozdział i znajdziemy pod nim komentarz :D Byłoby miło zobaczyć, że ktoś to czyta i wspiera nas. Dziękujemy Love z tego tutaj bloga >>KLIK<< za pierwszy komentarz. To wiele znaczy! :*