środa, 20 marca 2013

Rozdział 3


Szliśmy szerokim i wysokim tunelem, który oświetlony był jedynie płomieniami pochodni. Tauris tuż przed wejściem zgasił swoją kulę ognia i teraz mogliśmy liczyć tylko na te nikłe światło. Rozglądałem się wokół ciekawie mrużąc oczy, aby móc dostrzec skąpane w delikatnym blasku szczegóły. Cisza, która między nami panowała była męcząca i nieprzyjemna, ale chyba żadne z nich nie chciało jej przerwać.
- Długo jeszcze będziemy szli? – zapytałem lekko zdenerwowany.
Tauris zmierzył mnie z góry na dół. Ten wzrok przeraził mnie, ale mimo to  w jego oczach widziałem coś, czego nie potrafiłem zrozumieć.
- Skoro jesteś tak dobrym magiem to czemu od razu nie przeniosłeś nas do tego miejsca? – zadałem kolejne pytanie by przerwać ciszę.
Już po chwili chciałem się ugryźć w język, gdyż wzrok Taurisa stał się odległy i nieprzyjemny. W tym momencie wyglądał jak mój nauczyciel matematyki gdy mówiłem, że nie rozumiem zadania.
- Najprawdopodobniej dlatego, że przenoszenie ludzi nieprzygotowanych do tego rodzaju podróży jest niebezpieczne i grozi śmiercią wszystkim biorącym w tym udział – ironia wyczuwalna w jego głosie wręcz parzyła.
Wzdrygnąłem się. Niby skąd miałem to wiedzieć? Czego oni ode mnie oczekują? Że będę znać rzeczy, o których nigdy nie słyszałem?
- Ach, no tak. Jak mogłem zapomnieć o czymś tak podstawowym – prychnąłem rozdrażniony i wbiłem w niego kpiący wzrok.
- Podstawą zwiesz magię poziomu piątego? – zapytał Tauris z nutką sarkazmu, unosząc brwi w geście rozbawienia.
- Tak, ktoś tak wyszkolony jak ja ma wszystko w małym paluszku. Opanowałem to z łatwością jak matematykę na poziomie rozszerzonym – powiedziałem przewracając oczami.
- Czyli musisz być naprawdę wielkim mistrzem. Opanować coś takiego i znieść to do poziomu matematyki… Cóż za epickie porównanie – Tauris zdawał się dobrze bawić przekomarzając się ze mną, a ja byłem zadowolony, że mogłem przerwać cisze.
- Skąd wiedziałeś? Czytasz w moich myślach? – zdziwiłem się.
- Zaiste – albo mi się wydawało, albo zobaczyłem na jego ustach delikatny uśmiech.
Aż zaparło mi dech w piersi. Gdy nie krzywił się cały czas wyglądał naprawdę przystojnie.
- Wiesz, że już nie używa się takich słów? Są bardzo nie modne - wykrzywiłem usta w parodii słodkiego uśmiechu i uchyliłem się przed dłonią Taurisa, zmierzającą w stronę mojej głowy i to raczej nie po to by mnie pogłaskać.
- Hm, doprawdy? To już ze mnie staruch - złapał się za boki i wybuchnął niepohamowanym śmiechem.
Zatrzymałem się w pół kroku, patrząc na niego z niedowierzaniem. W tym momencie wyglądał normalnie, a nie jak przerażający mag. W dodatku ten jego śmiech był przyjemny dla ucha i mógłbym słuchać go już zawsze. Poruszyłem ustami, chcąc coś powiedzieć, ale nie wydobyłem z siebie żadnego dźwięku. Z zamyślenia wyrwał mnie głos Febris.
- Widzę, że świetnie się dogadujecie ze sobą - zaśmiała się a ja zobaczyłem, że Tauris szczerzył się ukazując swoje śnieżnobiałe, proste zęby.
Raz po raz spoglądałem z boku na niego i odwracałem głowę za każdym razem, gdy nasze spojrzenia się spotykały. Puściłem jej słowa mimo uszu. W końcu doszliśmy do końca tunelu, a ja odetchnąłem z ulgą. Atmosfera robiła się napięta, a ja, z nieznanego mi powodu, nie umiałem oderwać spojrzenia od osoby maga. To było irytujące i żenujące zarazem.
Skierowaliśmy się w lewo i po jakimś czasie drogi ujrzałem wielkie, drewniane drzwi. Ciekawe co jest za nimi? pomyślałem i spojrzałem pytająco na wszystkich pozostałych.
 - Co teraz? Nudzi mnie już ta droga, nic się nie dzieje - zacząłem marudzić kręcąc nosem z niezadowolenia.
- Teraz spotkasz się ze Strażniczkami, które, dzięki bogini, wskażą w którą stronę potoczą się Twoje losy - powiedziała Febris, a ja westchnąłem w duchu.
                Bardzo ciekawa alternatywa. A jak wyjdzie, że wzięli nie tego dzieciaka co trzeba? Co ze mną zrobią?
- Co będzie ze mną jeśli okaże się, że się pomyliliście? Jeśli nie chodziło o mnie? - zapytałem cicho.
Febris otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, ale uprzedził ją Tauris.
 - Wymażemy Ci wspomnienia i odstawimy tam, gdzie Cię znaleźliśmy - powiedział bez owijania w bawełnę, a kobieta syknęła na niego.
 - Mógłbyś go nie straszyć, co? - zapytała oskarżycielskim tonem - Spokojnie Luck. Wszystko będzie dobrze. Nie pomyliliśmy się - powiedziała uspokajającym tonem, ale ja i tak czułem obawy.
- No nie patrz na nas takim przerażającym wzrokiem, zaczynam się Ciebie bać - Tauris próbował załagodzić atmosferę i żartować ale nie pomagało to wcale.
                Bałem się tego co mnie spotka. Nie miałem nawet czasu żeby sobie to przemyśleć. Wszystko działo się tak szybko. Zbyt szybko jak dla mnie. Wielu rzeczy jeszcze nie rozumiałem. A w szczególności tej nagłej zmiany Taurisa wobec mnie. To wszystko było zbyt dziwne i zagmatwane. Dlaczego ja w ogóle zgodziłem się z nimi pójść? Powinienem odmówić i udawać, że nic takiego nie miało miejsca, a nie jak jakiś kretyn gonić za trzema wariatami, bo ich zdaniem jestem jakimś tam wojownikiem. Kurwa. Naprawdę jestem debilem.
- Dobrze, jesteś gotowy Luck? - zapytała Febris, a w jej głosie można było wyczuć zmartwienie.
Tak, ona jako jedyna chyba rozumiała moją sytuację. Miałem mętlik w głowie. Co mam robić? Co mam robić? Powtarzałem w kółko. Mam jakieś inne wyjście? I czemu ten drugi do cholery tak dziwnie się patrzy? Był odrobinę straszny, muszę to przyznać. W czasie tej podróży odezwał się tylko może raz. Nie rozumiałem co jest tu grane. Serce zaczęło mi bić mocniej.
- Tak, chyba tak - odparłem słabo.
Czułem się tak, jakbym zamykał pewien rozdział w życiu i zaczynał nowy, nie do końca dobry, ale lepszy od poprzedniego. Wojownik pchnął drzwi i wszedł do środka, a za nim Febris. Tauris stał przez chwilę, jakby chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował i ruszył za swoimi towarzyszami.
Westchnąłem głośno. Musiałem podjąć decyzję - czy chcę zakończyć to co było, czy może się wycofać i wrócić do domu? Tylko czy ja już jej nie podjąłem? Przecież zgodziłem się. Powiedziałem, że jestem gotowy...Ruszyłem niepewnym krokiem w stronę drzwi, przeszedłem przez nie, rozglądając się za resztą. W końcu ujrzałem ich oddalających się. 
- Ej, czekajcie! - krzyknąłem żeby móc dogonić tę trójkę.
Wszyscy odwrócili się jak na komendę, zatrzymując w połowie kroku. Podbiegłem do nich tak szybko jak mogłem, zapominając o swoim braku koordynacji i w ostatnim momencie potykając się o własne nogi.
- Uważaj Luck, chcemy żebyś był w całości zanim dotrzemy do bogini - zaśmiała się Febris, podtrzymując mnie za ramiona.
- Nie moja wina, że budujecie krzywe drogi! - krzyknąłem w obronnym geście i wyprostowałem się z godnością, otrzepując spodnie z niewidzialnego pyłku.
- Oczywiście to wszystko nasza wina - Tauris śmiał się pod nosem. - Może na początku patrz pod nogi i nie bądź tak w tyle.
- No a niby czyja? - prychnąłem – To wy za szybko chodzicie! - tupnąłem nogą, pokazując swoje niezadowolenie, ale chyba nie było to zbyt dojrzałe, nawet w moim mniemaniu.
- Nadążyłbyś za nami, gdybyś nie był taki przywieszony – odparł z wrednym uśmiechem Tauris.
- Ja? Ja przywieszony? Czy ty wiesz co mówisz? - pytałem z głupią miną, zaskoczony tym, że taki stary dziad jak on zna słowa bardziej na miejscu niż "zaiste".
- Może na takiego nie wyglądam, ale wiem co mówię. Chociaż uważają mnie za starucha. - mag zmusił się do uśmiechu, który wyglądał na udawany.
- Nie dziwię się - wyszczerzyłem się szeroko i mógłbym przysiąc, że pewnie wyglądałem jak jedna z postaci anime, które potrafią rozszerzyć gębę na pół twarzy.
- No, dzięki - Tauris wyglądał na ponurego, zupełnie jak wtedy gdy ujrzałem go po raz pierwszy.
 Patrzył przed siebie i widać było, że nad czymś myślał. 
- Co z nim? - skinąłem głową w jego kierunku, pytając dyskretnie Febris.
- Dlaczego pytasz mnie? On raczej będzie lepiej to wiedział - uśmiechnęła się zachęcająco.
A to wredny babsztyl. Żeby tak kazać biednemu, uroczemu dziecku narażać się na złość złego maga, który może, w razie gdyby nie spodobało się mu pytanie, najzwyczajniej w świecie go przypalić.
Odchrząknąłem. Próbowałem w głowie złożyć słowa, żeby nie palnąć jakieś głupoty.
 - Powiedziałem coś nie tak? - zwróciłem się do Taurisa z najniewinniejszą minką na jaką było mnie stać.
Jego spojrzenie mnie na chwilę sparaliżowało, ale pozbierałem się w ekspresowym tempie.
- Możliwe - ta zwięzła odpowiedź jeszcze bardziej mnie zdenerwowała.
Co to niby ma być?! Co on sobie myśli?! Ja tu staram się być miły, a ten co?!
- I o co chodzi? Co zrobiłem nie tak?! – krzyknąłem, nadal niewiele rozumiejąc.
- Następnym razem myśl co mówisz - jego głos był szorstki.
- Dobra, dobra. Postaram się zapamiętać na przyszłość - westchnąłem głośno.
Ten facet był dziwny. Nie rozumiałem go. Po prostu masakra! A przecież przeważnie wiedziałem co czują ludzie. Ta no... empatia to cecha wrodzona!
Nastała znowu cisza. Bałem się odezwać żeby znowu kogoś nie zdenerwować. Ale to było męczące. Zacząłem cicho gwizdać pod nosem. I chyba nie był to dobry pomysł, bo zostałem zgromiony srogimi spojrzeniami. No, ale czy to moja wina, że nie umiałem być cicho?
- No dobra, już się nie odzywa. - wzruszyłem ramionami. - Ale daleko jeszcze?
- Nie. Jesteśmy prawie na miejscu - Febris wskazała zamek na przeciw nas, a ja otworzyłem buzię z zachwytu.
To co zobaczyłem, zatkało mnie. Zatrzymałem się żeby móc całe te cudo obejrzeć z każdej strony. Cały budynek wykonany był z białego marmuru i bił po oczach swoim oślepiającym blaskiem. Duże okna odbijały promienie słońca, potęgując efekt jasności. Główny budynek był ogromny, ale przyboczne, niższe budowle, połączone z głównym, nie odstępowały mu podium w wielkości. Zdawać się mogło, że łącznie są nawet większe. Nigdy na oczy nie widziałem czegoś tak imponującego. Nawet nie wyobrażałem sobie, że znajdę się w takim miejscu. Zaczęło mi się tu podobać, było w tym coś magicznego.
Przed zamkiem roztaczał się widok na ogród usłany w tym momencie różami w każdym możliwym kolorze. Gdzieniegdzie posadzone były drzewa wiśni i mógłbym przysiąc, że wiosną jest tu sto razy piękniej. Część placu zajmowały ścieżki i ławki, aby można było nacieszyć spokojnie oko tymi widokami.
- I jak? Podoba Ci się tutaj? - Febris uśmiechała się widząc, że zachwycam się wszystkim, co mnie tu otacza.
- I to bardzo! - powiedziałem, nadal zauroczony tym wszystkim.
Naprawdę miałem żyć w tym bajkowym miejscu? Sam nie mogłem w to uwierzyć. Czy to aby nie sen?
- Cieszę się. Ale teraz już chodźmy, jeszcze zdążysz się napatrzeć na to wszystko - dziewczyna nadal się do mnie uśmiechała.
Westchnąłem cicho i poszedłem za nimi. A miałem taką ochotę jeszcze po napawać się przyrodą!
Trochę zajęło nam dotarcie do głównego wejścia, ale nie narzekałem. Całkiem przyjemna trasa. Ogromne drzwi otworzyły się bezszelestnie, zapraszając do wejścia.
Mrużąc oczy, rozglądałem się po pomieszczeniu. Było ogromne i pełne złotych zdobień. Wszędzie wisiały obrazy, a posągi groźnie nad nami górowały, niczym skalni strażnicy.
- Czy to się nie zawali? - zapytałem, spoglądając krytycznie na kolumny podpierające strop.
Nie wyglądały na stabilne i mocne. Ich delikatna konstrukcja i wyżłobienia wskazywały na to, iż są jedynie elementem dekoracyjny, a przecież coś musiało trzymać to wszystko na miejscu!
- Nie musisz się obawiać, tutaj jesteś bezpieczny i nic Ci nie grozi - odezwała się Febris, próbując odpędzić moje obawy.
- Ehe, jasne. Wierzę Ci na słowo - prychnąłem, udając, że wcale a wcale nie przejmuję się tym, iż w każdym momencie tony gruzu mogą zwalić się na mój biedny łeb.
- Znowu wytrzymywać z kolejnym dzieciakiem. Jak ja to uwielbiam. - odburknął Tauris.
- Masz coś do mnie? - zjeżyłem się na jego słowa.
Co on sobie, kurwa, myśli? Że ja jestem upośledzonym umysłowo chłopaczkiem, któremu trzeba podcierać tyłek i wyjaśniać do czego służy kibel?
- Mógłbyś te Twoje mądrości pozostawić dla siebie - naskoczył na mnie mag.
- Co niby takiego powiedziałem? - skrzywiłem się, zatrzymując przed nim i zakładając ręce na piersi.
- Jesteśmy na miejscu - odrzekł spokojnie, jednakże bardzo chłodno Tauris, patrząc na mnie gniewnie.
Jak widać nie miał zamiaru odpowiedzieć na zadane przeze mnie pytanie. Wzdrygnąłem się i spuściłem wzrok. Nie podobała mi się ta wersja Taurisa. Wolałem jak się śmiał. Zagryzłem wargę, niepewny tego, co chciałem powiedzieć, gdy nagle ktoś złapał mnie za ramię i odwrócił w stronę drzwi.
- Luck, jesteś gotowy żeby tam wejść? - zapytała Febris.
Nadal mnie trzymała, dodając mi tym otuchy. Odetchnąłem głęboko.
- Tak, jestem gotowy - powiedziałem z większą pewnością niż się spodziewałem.
- Chodźcie - powiedział Tauris lekko zdenerwowany, pchnął wielkie, drewniane drzwi, które otworzyły się o dziwo bardzo lekko.
Czyli nie ma już odwrotu. Teraz zacznę wszystko od nowa. Cegła po cegle zbuduję swój idealny świat. To mój czas. Moje życie. Dokonałem wyboru i muszę się zmierzyć z jego konsekwencjami. Spojrzałem na Taurisa, Febris i tego cichego wojownika. Już pora. Tylko jeden krok. Westchnąłem. Nowy rozdział zaczął się pisać. Przekroczyłem próg, ostatnią barierę dzielącą mnie od przeznaczenia.

***...***

Dziękujemy za wszystkie komentarze ;) Wiele dla nas znaczą ;* Jeżeli chodzi o opowiadanie to uprzedzamy, że będzie tu wątek Yaoi, czyli miłości męsko-męskiej. Mamy nadzieję, że ten szczegół Was nie zniechęci, gdyż nie jest on głównym tematem, a jedynie dodatkiem. Jeszcze raz dziękujemy za dokarmianie naszego wena i przepraszamy, że musieliście tyle czekać ;)

środa, 16 stycznia 2013

Rodział II

Otworzyłem oczy, czując na twarzy promienie słońca. Przez chwilę czułem się tak dobrze jak nigdy. Choć musiałem przyznać, że kiedyś moje łóżko było wygodniejsze. Łóżko?! Zamrugałem zdziwiony, a wydarzenia z dnia wczorajszego napłynęły do mnie z niewyobrażalną siłą. Rozejrzałem się po piwnicy ze zdumieniem uświadamiając sobie, że nie jestem sam. Przede mną stał wysoki, barczysty mężczyzna mierząc mnie uważnie wzrokiem. Jego brązowe oczy sunęły po mojej sylwetce z góry na dół, jakby oceniał mnie po samym wyglądzie. Bezczelnie patrzył na moje ciało i wręcz kipiał wyższością. Owszem, nie wyglądałem za dobrze. Nie miałem wyrobionego kaloryfera, a moje mięśnie były jedynie sennym marzeniem. Włosy mężczyzny, niemal idealnie czarne, przeplatały siwe pasma, które były jedyną oznaką jego wieku. Z pozoru wyglądał na nie więcej niż trzydzieści lat. W ręku dzierżył ogromny, obosieczny miecz wysadzany krwistoczerwonymi klejnotami różnej wielkości. Obok niego stał rudowłosy mężczyzna, nie więcej niż dwudziestopięcioletni. Jego niebieskie oczy błyszczały wiekową mądrością. W lewej ręce trzymał kulę ognia, którą wcześniej omylnie wziąłem za słońce. Miał na sobie długą, złoto-czerwoną szatę, która falowała, choć nie wiał wiatr. Po jego prawej stronie kucała białowłosa kobieta o dużych, złotych oczach. Z jej głowy wyrastały dwa królicze uszy i mógłbym przysiąc, że widziałem mały, króliczy ogonek. Ubrana była w dwuczęściowy, srebrny strój łuczniczki, który kojarzyłem z tych wszystkich filmów, które oglądałem co wieczór nie mając zbytnio nic do roboty.. Zamrugałem zaskoczony. Królicze dodatki?! Czyżbym podczas upadku uderzył się w głowę? Nie było innego logicznego wyjaśnienia na to dziwne zjawisko. Potrząsnąłem czupryną mając nadzieję, że w ten sposób rozjaśnię sobie wszystko, ale dziwne postacie nie zniknęły. Przez chwilę gapiłem się na nich z otwartą buzią. Ich spojrzenia mówiły mi, że to raczej nieprzypadkowe spotkanie. Chciałem uciec przed ich uważnymi oczami, wsiąknąć w podłogę i móc spokojnie zniknąć. Zacząłem się wiercić czując się nie na miejscu. Czyżby to była ich piwnica? – przemknęło mi przez myśl i szybko doznałem olśnienia, które zblakło zaraz po pierwszych słowach barczystego mężczyzny.
 - Witaj Luck. Szukaliśmy cię wszędzie. – chrapliwy głos wywołał na mojej skórze gęsią skórkę. To dziwne, ale budził on we mnie respekt i strach choć nie zrobił jeszcze nic, co mogłoby nakierować mnie na te odczucia. Było to tak dziwne, że aż sapnąłem i naparłem na ścianę za mną. Nie miałem gdzie uciec. Byłem w pułapce, zdany na nieznane i groźnie wyglądające osoby. Panika wdarła się do mojego umysłu. Zacząłem rozglądać się za jakąkolwiek drogą ucieczki, ale byłem odgrodzony niemal od wszystkiego. W pobliżu nie było nic, czego mógłbym użyć jako broni przeciw komuś, kto dzierży miecz, a tym bardziej ogień! Byłem z góry na straconej pozycji.
- Spokojnie, mały. Nic ci nie zrobimy – głos kobiety był dźwięczny i czysty, aż miło było go słuchać.
 

Przez jakiś czas spoglądałem na nią jak na wariatkę. Stało przede mną troje uzbrojonych, dziwnych ludzi, którzy wiedzą jak się nazywam, a ona chce żebym się uspokoił i uwierzył, że nic mi nie grozi?! Byłem pewny, że w moich oczach odbiło się niedowierzanie i politowanie. Śmiać mi się chciało z tej jej niby inteligentnej miny, która zmieniła się po kolejnych słowach ognistorękiego.
- No chyba, że sam się o to poprosi – usłyszałem jak rudowłosy chichocze ze swojej docinki, ale szybko zamilkł gdy kobieta zmierzyła go chłodnym i pełnym pogardy wzrokiem.

 - Taurisie, jeżeli chcesz dożyć do końca tego dnia to powstrzymaj swój niewyparzony język. Dzieciak jest przerażony, a twoje komentarze wcale nie pomagają mu się uspokoić – syknęła kobieta w stronę mężczyzny, a ja prychnąłem zdenerwowany. To było strasznie wkurzające. Traktowali mnie jak głupie, zaszczute zwierzątko. Owszem, byłem wystraszony, ale nie pozwolę sobie nigdy na takie traktowanie. Spojrzałem w jej złote oczy, szykując się na odpyskowanie, ale głos utknął mi w gardle, gdy nagle jej wzrok stał się z twardego -  łagodny i ciepły. Aż zaniemówiłem z wrażenia. Ta szybka zmiana emocji całkowicie wybiła mnie z rytmu. Spoglądałem na nią jak dziecko specjalnej troski, otwierając nieatrakcyjne usta i mrugając szybko, jakby do oka wpadła mi muszka.
 - Nie przesadzaj. Zachowujesz się jak stara baba z syndromem nadopiekuńczej mamuśki – prychnął Tauris, marszcząc zdegustowany nos. 
- Ja zachowuje się jak stara baba?! Ja?! Czy ty wiesz co mówisz?! Jak śmiesz! – z gardła drobnej kobiety wydobył się tak donośny głos, że aż zabolały mnie uszy.
 Ciężko uwierzyć, że ktoś tak delikatny mógł wydobyć z siebie tak głośny dźwięk! 
- Ej, ej! Febris, spokojnie! Ja nie chciałem cię obrazić… - Tauris zaczął się wycofywać, przez co światło się wycofywało i padły na mnie cienie. 
- Weź głęboki oddech, bo straszysz dzieciaka. – rzucił zanim kobieta skoczyła w jego stronę. 
Westchnąłem cicho z rezygnacją. Zachowywali się jak dzieci, ale mimo to nadal mieli broń. Nie byłem w komfortowej sytuacji. Przez chwilę zbierałem myśli, aby w końcu odważyć się na wypowiedzenie tych paru słów.
- Kim jesteście? - zapytałem cicho, bojąc się, że każdy głośniejszy dźwięk z mojej strony mogą odebrać jako zachętę do ataku.
 

- No tak, powinniśmy od  tego zacząć - rzucił Tauris z nutą sarkazmu w głosie.
- Jesteśmy przedstawicielami Najwyższej Rady Edżgi - powiedziała Febris, a ja zamrugałem głupio.
- Że kim? - padło inteligentne pytanie z mojej strony, na co cała grupa westchnęła ciężko.
- Przedstawicielami Najwyższej Rady Edżgi, naszej bogini - Tauris mówił do mnie jak do upośledzonego dziecka co jeszcze bardziej działało mi na nerwy.
 

- Kim jest Edżga? -pytałem dalej z lekka zdezorientowany.
Wszyscy obecni zaczęli nerwowo odchrząkiwać.
 

- Edżga to bogini czasu, która opiekuje się naszym światem - wyjaśnił barczysty wojownik, spoglądając na mnie uważnie.
 Prychnąłem rozbawiony, spoglądając na niego jak na idiotę. On myśli, że uwierzę w bajki o bogini czasu opiekującej się "ich" światem? Żałosne. Chyba zauważyli, że im nie wierzę, bo zaczęli się krępować. Przewróciłem rozdrażniony oczami. 
- Przestańcie traktować mnie jak ułomnego i mówcie czego chcecie! - warknąłem w ich stronę, coraz bardziej zdenerwowany. 
- Nawet nie dasz nam dojść do głosu i zachowujesz się jak rozkapryszony dzieciak. Przymknij się na chwilę i daj nam skończyć - powiedział gniewnie Taurius.
 Zamilkłem gwałtownie, patrząc na niego ze strachem. Ten mężczyzna jak chciał to umiał nieźle wystraszyć. Przełknąłem ślinę, spoglądając na niego lekko spanikowanym, a zarazem niedowierzającym wzrokiem.
 - Edżga, za pośrednictwem swoich kapłanek, będących również jej strażniczkami, przekazuje nam informacje na temat nowych, potencjalnych adeptów na Wojowników Czasu. My, jako jej Najwyższa Rada, mamy za zadanie odnajdowanie takich osób i przekazywanie im informacji na temat naszego świata, bogini, a także ich przeznaczenia - mówił powoli, jakby ważąc słowa, by nie powiedzieć na raz za dużo.
To mnie niepokoiło. Czyżby chciał mi w ten sposób coś przekazać? Czyżbym to ja miał być Wojownikiem Czasu? Wybuchłem niepohamowanym śmiechem.

 - Nie rozumiem co Cię tak rozśmieszyło - burknął ponuro Taurius.
- Ty... Ty chyba nie myślisz, że ja... że uwierzę w takie brednie? - zapytałem, co chwilę zanosząc się śmiechem.
To było nie do pojęcia. Czy oni naprawdę uważają mnie za tak tępego? Owszem, do najinteligentniejszych nie należę, ale bez przesady. Nawet ja wiem, że takie rzeczy dzieją się w bajkach. Czyli co? Teraz będę robił za Harry'ego Potter’a i pójdę ratować świat, którego w ogóle nie znam? Bosko. Czyli myślą, że jestem totalnym debilem, który wierzy we wszystko co mu mówią.

 - Chciałeś żebyśmy Ci wszystko wytłumaczyli, zrobiliśmy to, a Ty nadal narzekasz i robisz z siebie głupka. Nie jesteś tym zainteresowany to nie, nie będę się z Tobą przekomarzał - wzruszył ramionami mag.
- Ej, ej! To nie moja wina, że bredzicie coś o jakichś ludkach czasu, czy innych pierdołach. Nawet mój nauczyciel wos'u, który jest tak sztywny, że czasem wydaje mi się, że włożyli mu do dupy kij, padłby ze śmiechu - prychnąłem, ocierając policzki - Dajcie mi dobry powód, abym Wam uwierzył, to może coś z tego będzie - westchnąłem w końcu, gdy się uspokoiłem. 
- Nie mam słów na twoje zachowanie. To jest... To... Niepojęte! - warknął mężczyzna. - Za kogo Ty nas masz?! Myślisz, że nie mamy co robić tylko wkręcać innym jakieś bajeczki? Chyba kpisz głupcze! - złapał mnie za ramiona i zaczął potrząsać. 
Po chwili zbliżył się do mnie, dzieliło nas zaledwie kilka centymetrów, czułem jego ciepły oddech na sobie, zrobiło mi się momentalnie słabo, a on nadal mnie trzymał. Pozostali jego towarzysze przypatrywali się temu dziwnym wzrokiem. Przełknąłem głośno ślinę, spoglądając na niego nierozumnie, gdy nagle mnie puścił, a ja upadłem na podłogę, nadal będąc w szoku po tak nagłym ataku z jego strony. Tauris potrząsnął głową i odszedł ode mnie parę kroków. Przez chwilę panowała niezręczna cisza, którą przerwała Febris.
- Słuchaj mały. Od dziecka jest Ci przeznaczone zostać wojownikiem, czy tego chcesz czy nie, a jeśli tak bardzo potrzebujesz dowodu to proszę bardzo! Tauris ma na łopatce symbol Edżgi, oko z źrenicą w kształcie klepsydry. Śniło Ci się? Rysowałeś to? - pytała nachalnie, a ja momentalnie zdębiałem.
Skąd ona wiedziała, że dokładnie to widziałem każdej nocy i rysowałem to wszędzie, gdzie mogłem! Myślałem, że tylko ja wiem o mojej małej obsesji na punkcie takich źrenic!
 

- No i co? Nadal uważasz, że okłamujemy Ciebie? Czy może już nam wierzysz na słowo? - dziewczyna posłała mi ciepły uśmiech. 
- Dajmy na to, że wierzę - prychnąłem, chcąc zachować resztki godności.
Czyli te wszystkie bajki to prawda? Jestem jakimś głupim Wojownikiem Czasu? To nie dzieje się naprawdę... Ciekawe czy to samo przechodziło po głowie każdemu książkowemu bohaterowi...  przeszło mi przez myśl. Sam nie mogłem uwierzyć, że w takiej chwili myślałem o czymś tak głupim, no ale jak się jest mną to wszystko jest możliwe.
- I co teraz? - zapytałem ciszej, lekko wystraszony tym, co może mnie spotkać. 

Febris spojrzała na mnie uważnie, a mnie przebiegły dreszcze. To nie był wzrok miłej, zatroskanej kobiety. Teraz wyglądała jak pewna siebie i stanowczo starsza niż było po niej widać, wspaniała wojowniczka. 
- Najprawdopodobniej będziesz musiał przejść specjalne szkolenie żeby w pełni należeć do naszego świata. Powinieneś udać się z nami przed oblicze bogini, aby rozpocząć pierwszy etap przygotowania – powiedziała, a ze mnie uleciało całe powietrze. 
Poczułem jak opuszczają mnie siły. Miałbym z nimi pójść do miejsca, którego w ogóle nie znałem? To chore. No ale co miałem do stracenia? I tak nic już mnie nie trzymało w domu. Potrząsnąłem głową. Lepiej zostawić to w spokoju i pozwolić losowi zadecydować za siebie. 
Po chwili przerwałem ciszę odzywając się niepewnym głosem. 
- To będziemy tak dalej stać w miejscu, czy w końcu ruszymy w drogę? – zaśmiałem się nerwowo. 
Tak, bałem się tego co mnie spotka. Czułem ich dziwny wzrok na sobie. A jeśli grozi mi jakieś niebezpieczeństwo? W mojej głowie przewijało się milion myśli. Za wszelką cenę próbowałem je od siebie odpędzić, ale ta niepewność i strach nie dawały o sobie zapomnieć. Mimo tego byłem ciekawy tego miejsca i podekscytowany tym, że będę mógł się czymś wykazać. 
- Czyli zgadasz się na szkolenie? – głos Febris brzmiał nadzwyczaj cicho, biorąc pod uwagę jej wcześniejsze wybuchy. 
Przewróciłem oczami z irytacją. Czy odpowiedź nie była aż nazbyt oczywista?
- Tak, zgadzam się, do cholery. Przeliterować to mam? – zapytałem zdenerwowany. 

Moje emocje zmieniały się stanowczo za szybko i sam nie wiedziałem dlaczego. Może to przez stres? Ciężko określić. Próbowałem się uspokoić. Odetchnąłem ciężko.
 Po chwili spostrzegłem, że Tauris zbliżył się do jednej ze ścian i zaczął recytować niezrozumiałe mi słowa. Patrzyłem na niego jak na durnia. Kto normalny gada do ściany? Zacząłem chichotać, ale zobaczyłem kątem oka, że jego towarzysze patrzyli na mnie z pogardą więc odchrząknąłem i z zaciekawieniem czekałem na to co będzie dalej. Nagle poczułem zimny powiew wiatru, który przeszył mnie od wewnątrz. Zacząłem się trząść z zimna. Przed moimi oczami pojawiło się coś niewyobrażalnego. W miejscu dawnej ściany pojawiło się przejście. Zrobiłem wielkie oczy ze zdumienia.
 - Ale... Ale jak Ty to zrobiłeś? – patrzyłem na maga z otwartą buzią.
 - W końcu jestem magiem, ma się tą moc. Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz. – posłał mi delikatny uśmiech. 
- Dobrze, chodźmy już. Będziecie jeszcze mieli dużo czasu do rozmów – moje rozmyślania przerwała Febris, która pociągnęła mnie za rękę w stronę przejścia do innego świata. Ich świata. Pełnego tajemnic. Ciekawe tylko, co mnie tam spotka...


***KONIEC ROZDZIAŁU II***
Mamy nadzieję, że komuś spodoba się ten rozdział i znajdziemy pod nim komentarz :D Byłoby miło zobaczyć, że ktoś to czyta i wspiera nas. Dziękujemy Love z tego tutaj bloga >>KLIK<< za pierwszy komentarz. To wiele znaczy! :*