piątek, 14 grudnia 2012

Rozdział 1

ROZDZIAŁ I
 
Uciekałem ciemnymi uliczkami słysząc za sobą pojedyncze krzyki, nawołujące do szybszego pościgu. Moje serce biło jak oszalałe, a oddech uciekał z płuc stanowczo za szybko. Nie mogłem swobodnie nabierać powietrza, przez co czułem się coraz słabszy. Na moim czole pojawiły się pierwsze krople potu. Strach sparaliżował mnie, ale ból w zranionej nodze nie pozwalał mi się zatrzymać. Z trudem pokonywałem każdy kolejny metr. Przed oczami pojawiły się nieznośne mroczki. Nadzwyczaj ostre światło latarni drażniło moje szeroko otwarte z przerażeniem oczy. Źrenice miałem dwa razy większe, a policzki, przeważnie niezdrowo blade, zaróżowiały się od wysiłku. Było mi niedobrze. Z każdym kolejnym krokiem płuca przeszywały mi lodowate igły powietrza, sprawiając, że oddychanie stawało się istną torturą. Nagle jeden z goniących mnie wykrzyknął słowa, które mógłbym przysiąc, słyszałem po raz pierwszy w życiu i, choć nie wiem czemu, pomyślałem, że skądś je znam.
- Udum beltrus.- rozbrzmiało w powietrzu.
Cały świat zaczął wirować milionami kolorów, a czas jakby zatrzymał się w miejscu na kilka chwil. Poczułem mocne szarpnięcie i kilka ukłuć w żołądku, które przewiercały całe moje ciało. Potknąłem się  o własne nogi z powodu nagłej fali odczuć, wykładając się na betonie. Odrzuciłem głowę w tył i mimowolnie łkałem z bólu. Skurcz w brzuchu nie dawał mi możliwości zrobienia najmniejszego kroku, krępował moje kończyny. Nie mogłem się poruszać. Zdałem sobie sprawę że to koniec, koniec mojego życia. "Nie! To nie może się tak skończyć! Pomyśl o ojcu! Luck myśl o ojcu!". Mimo, że nie miałem już sił aby walczyć z samym sobą jakimś cudem znalazłem w sobie resztkę mocy, poderwałem się i pędem rzuciłem się do przodu. Nie czułem już bólu, wręcz przeciwnie, czułem rozkosz z każdym stawianym przeze mnie krokiem. Czułem się jak nigdy, wolny i nieposkromiony. Po raz pierwszy mój bieg był pozbawiony niezgrabności. Mknąłem pomiędzy ludźmi, którzy, przyzwyczajeni do tego typu widoków, nie zwracali na mnie uwagi. Skupiałem się tylko na tym jaką satysfakcje sprawia mi każdy przebyty przeze mnie metr. Mimo to słabłem. Wiedziałem, że prędzej czy później mnie złapią. Koledzy zawsze dobrze mówili, że powinienem popracować nad kondycją. Teraz wszystkie moje naciągane kółka wokół sali gimnastycznej dały o sobie znać. „Panie, jeżeli mnie słyszysz, daj mi uciec, a obiecuję, że nie będę olewał lekcji w-f'u i zacznę chodzić do kościoła co niedzielę!”. Nagle coś w mojej duszy podpowiedziało mi żebym natychmiast skręcił w uliczkę pełną starych kartonów. Zaryzykowałem. Wpadłem w zakręt, zahaczając o stos pudeł i nie patrząc jak zawalają za mną drogę, pobiegłem dalej. Tej części miasta nie znałem. Była stara, brudna i wszędzie unosił się zapach ludzkich nieczystości. Za mną rozlegały się coraz głośniejsze posapywania, przeplatane wulgaryzmami. Nie wiele myśląc wślizgnąłem się do jakiejś piwnicy i schowałem zaraz obok okienka. Czułem ich obecność, słyszałem ich. Jeden z nich niechcący musiał potknąć się o beczkę , która z głośnym hukiem uwięziła mnie we wnęce. Poczułem natychmiastową ulgę, którą szybko zastąpiło przerażenie. „A co jeżeli nie zdołam stąd wyjść?”. Stanąłem na palcach i zacząłem pchać beczkę, ale była za ciężka, tak jak gdyby ktoś nasypał do niej gruzu. Próbowałem dalej pchać, ale moje poczynania szły na marne. Przez głowę przeszła mi jedna myśl: "Nie uda mi się, cholera, nie uda mi się stąd wydostać". Kląłem w duchu, próbując jednak ze wszystkich sił usunąć przeszkodzę z mojej drogi. Wtedy zauważyłem w kącie coś błyszczącego, mieniącego  się w przytłumionym blasku starej i zakurzonej lampy gazowej. Pomyślałem, że może się przydać, czymkolwiek jest. Podniosłem i z zaciekawieniem oglądałem swoją zdobycz. To był zegarek, ale nie taki zwykły, był wyjątkowy. Na jego brzegach wygrawerowane były dziwne wzory, a środek zdobiły napisy w nieznanym języku. Nie bardzo wiedząc co z nim zrobić, schowałem go do kieszeni. Może się kiedyś przydać. Pod warunkiem, że stąd wyjdę. Pogrążony przez chwilę w myślach, ocknąłem się po dłużej chwili. Nie przychodził mi do głowy żaden pomysł jak się wydostać z tego przeklętego miejsca. Westchnąłem i zacząłem nerwowo chodzić w kółko z nadzieją, że znajdę jakieś rozwiązanie. Po pewnym czasie zrezygnowany usiadłem na betonie. Nie było wyjścia  z tego miejsca. Utknąłem tu na zawsze. Cholera. A już miałem nadzieję, że wszystko zacznie się dobrze się układać. Uciekłem z domu, zostawiając za sobą przyrodniego brata, ojczyma i matkę, którzy traktowali mnie jak szmatę. Dlaczego teraz wszystko musiało się zepsuć? Myślałem o tym co zrobił mi Xander, jak zachowywał się wobec mnie. Nagle coś ścięło mnie w gardle i nie chciałem już o tym wspominać. Zapragnąłem być gdzieś indziej, w jakimś innym miejscu, z dala od ludzi i cywilizacji. Tylko ja i muzyka. Zacząłem przeszukiwać kieszenie w celu znalezienia mojej mp3. Trwało to chwilę ale nie mogłem jej nigdzie znaleźć. "Pewnie zgubiłem ją po drodze gdy uciekałem". Zdenerwowany uderzyłem pięścią w mur. Moją dłoń przeszył nieznośny ból.  Jakby tego wszystkiego było mi mało. Znów musiałem nabawić się jakiejś kontuzji. Nie miałem dziś za wiele szczęścia.  Oczywiście to nic dziwnego. Od dziecka potrafiłem zrobić sobie krzywdę najmniej niebezpiecznym narzędziem. Nigdy nie zapomnę miny matki, gdy bawiąc się na łóżku o mało nie udusiłem się pościelą. Tak, widać, że urodziłem się pod szczęśliwą gwiazdą. Tyle razy byłem bliski śmierci, że aż szkoda to wspominać. Zrezygnowany usiadłem pod ścianą, a z mojego gardła wydobyło się głośne i pełen zmęczenia westchnienie. Jak zwykle wpakowałem się w niezłe bagno. Moje życie mimo, że było pełne bólu i smutku należało do całkiem przyjemnych. Miałem przyjaciela, dziewczynę i całkiem zgraną paczkę kumpli, z którymi nie dało się nudzić. Zawsze się coś działo i potęgowało to niechęć powrotu do domu. Choć naprawdę ciężko nazwać to miejsce prawdziwym domem. Czułem się tam jak w klatce. Matka, która była piękną kobietą, należała do próżnych i chłodnych osób. Nigdy nie miała dla mnie czasu i wydawało mi się, że trzymała mnie przy sobie tylko po to, aby móc się na kimś wyżyć. Ojczym wcale nie był lepszy. Traktował mnie jak intruza i od samego początku chciał się mnie pozbyć. To przez niego w wieku ośmiu lat trafiłem do szpitala z kawałkiem drewna w nodze bo zachciało mu się zaciągnąć mnie na strych. Oczywiście całkowitym przypadkiem było to, że popchnął drabinę, na której stałem. Przynajmniej tak powiedział lekarzom. Mój przyrodni brat Xander był jednak z nich najgorszy. Już od małego służyłem mu za worek treningowy, a gdy ukończyłem trzynaście lat jego tortury zmieniły podłoże. Zamiast niszczyć mnie fizycznie, zaczął oddziaływać na moją psychikę. Bałem się go tak bardzo, że parę razy próbowałem odebrać sobie życie. Wtedy jednak on mnie odnajdywał i mówił tak spokojnym i czułym głosem, że zaczynałem mu wierzyć i wracałem z nim do domu. Byłem naiwny. On po prostu nie chciał stracić zabawki a ja ogłupiały myślałem, że zależy mu na mnie. Później przestałem zwracać uwagę na jego zachowanie, a podczas nocnych odwiedzin nie robiłem nic. Nie płakałem. Nie wyrywałem się. Nie błagałem aby przestał. Po prostu leżałem wpatrując się niewidzialnym wzrokiem w sufit, poduszkę bądź cokolwiek innego. Byłem jak lalka, która nie miała wpływu na swój los. Nie okazywałem swojej słabości. Czasem tylko łkałem w łóżku gdy było po wszystkim, a ja czułem się pusty w środku. Tak jakby za każdym kolejnym razem Xander odbierał mi kawałek mnie, aż w końcu zostałem wrakiem, opakowaniem dawnego siebie. Luck przestawał powoli istnieć. Aż do dziś. Tym razem zerwałem mentalne sznurki krępujące mnie jak marionetkę. Uciekłem z tego "domu" i po raz pierwszy poczułem się wolny. Niestety nie trwało to długo. Chwilę później wpadłem na jakiegoś dorosłego mężczyznę, który zaskoczony upuścił telefon. Komórka rozpadła się na części, a wściekły brunet zaczął mnie gonić. Nawet nie wiem kiedy dołączyli do niego koledzy. I tak znalazłem się tu, zmarznięty i samotny. Nie uświadomiłem sobie jak szybko moje wspomnienia zamieniły się w spokojny sen.


***...***...***...*** 
Dziękujemy za przeczytanie i zapraszamy do komentowania!